Zbyt długo zwlekałam ze ślubem. Z cyklu „Kobiece historie mają moc!”

Z życia wzięte

Wrzesień 17, 2022
Zbyt długo zwlekałam ze ślubem. Z cyklu „Kobiece historie mają moc!”

W naszym społeczeństwie wciąż pokutuje stereotyp, że w pewnym wieku „już nie wypada”. Takie przekonanie często zatrzymuje dojrzałe kobiety przed osiągnięciem pełni szczęścia. Tak było w przypadku Jolanty, która dzieli się z nami swoimi przeżyciami i przemyśleniami. Poznaj kolejną opowieść z cyklu „Kobiece historie mają moc!”. 

 

Krótko po czterdziestych urodzinach zostałam wdową. Mąż zginął w wypadku samochodowym kilkanaście kilometrów od domu. Miał zawał, uderzył w drzewo i zostawił mnie samą z dnia na dzień. Z domem, długami i czwórką dzieci…

 

Najmłodszy syn codziennie pytał o ojca. Byłam bezsilna, kiedy płakał wieczorami, siedząc w piżamie na parapecie. Wciąż wierzył, że ojciec wróci na jego zawołanie. Choć widok ten rozdzierał mi serce, musiałam zachować twarz. Dopiero gdy wszyscy spali, dawałam upust swoich emocji.

 

Czas płynął, ja stawałam się coraz silniejsza. Spłaciłam długi, chłopcy dorośli i założyli własne rodziny, a ja przeszłam wcześniejszą emeryturę. Moje poukładane spokojne życie zakłócił jednak nowy sąsiad Edek. 

 

Poczułam coś, czego sama przed sobą się wstydziłam. Miłość? Nie, to śmiesznie brzmi w tym wieku – myślałam. Po prostu czułam się szczęśliwa, kiedy byliśmy razem. Bez górnolotnych słów i obietnic po prostu cieszyliśmy się każdym dniem. Kiedy pewnego dnia dzieci zapytały mnie o Edka, poczułam się zażenowana i sama nie wiedziałam, co powiedzieć. Bo czy w tym wieku wypada się zakochać? A jeśli nie miłość, to co czuję?

 

Edek jednak poszedł o krok dalej i poprosił mnie o rękę. Zapytał przewrotnie, czy mam odwagę pokazać światu co czuję. Zawahałam się, poprosiłam o czas. 

 

Czas niestety działał na naszą niekorzyść. Edek zaczął chorować, więc temat ślubu zszedł na drugi plan, a pierścionek utknął na dobre na dnie szuflady. Kiedy przeszedł kolejną operację, postanowiłam, że zamieszka u mnie. Zdziwienie dzieci było ogromne, ale bez słów zrozumiały, że ten człowiek wiele dla mnie znaczy. Uszanowali moją decyzję, a nawet zaoferowali pomoc. Znaleźli z Edkiem wspólny język, polubili go. Byłam z nich dumna. 

 

Żałowałam, że wcześniej kryłam się z tym uczuciem. Dotarło do mnie, że zbyt długo zwlekałam ze ślubem. Przecież jeszcze nam się należy odrobina szczęścia. Obiecałam sobie, że kiedy Edek wydobrzeje, przyjmę zaręczyny. 

 

Nie wiedziałam wtedy, że jeszcze upłynie dużo czasu, nim ten cudowny moment nastąpi. Zniecierpliwiona postanowiłam nie czekać na powrót do zdrowia, ale powiedzieć „Tak” tu i teraz. Zebrałam się na odwagę i stało się.

 

Zniszczony chorobą Edek nie umiał jeszcze sam się podnieść, ale z całych sił przytulił twarz do mojej dłoni. Widziałam, że po policzku cicho spłynęła mu łza. Wyciągnęłam pierścionek i założyłam go z dumą na palec. 

– Oj, teraz to muszę szybko wyzdrowieć – szepnął Edek i każdego dnia walczył o siebie. Miał teraz ogromną motywację.

 

Zanim stanął na nogi, znów upłynęło kilka miesięcy. Wreszcie przyszedł dzień naszego ślubu i wszystkie troski odeszły. Otoczeni dziećmi i wnukami zapomnieliśmy ile mamy lat. Po prostu cieszyliśmy się sobą. Żałowaliśmy jednak, że niepotrzebnie zwlekaliśmy. Trzeba brać życie w swoje ręce, nie zważając na to, co myślą inni. Najważniejsze, by nasze serce było szczęśliwe!

 

Artykuł powstał w ramach cyklu „Kobiece historie mają moc” kierowanego przez Barbarę Górnicką-Naszkiewicz, red. naczelną kobietapo60.pl.

Chcesz się podzielić swoją historią? Napisz na barbara_gornicka@op.pl  

 

 

dr Barbara Górnicka-Naszkiewicz

Wrzesień 17, 2022

Komentarze

Dodaj komentarz
Komentarz
Podpis
Adres e-mail
Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany
Zatwierdź

Powiązane artykuły