Samotność mnie zatruwała, a ja dawałam jej na to przyzwolenie. Z cyklu „Kobiece historie mają moc”.
Tagi:
Wiele kobiet zmaga się z problemem samotności. Choć trudno o niej mówić, trzeba to robić. Z takim przesłaniem napisała do nas pani Aleksandra. Jak poradziła sobie ze swoją samotnością? Zapraszam na kolejną odsłonę z cyklu „Kobiece historie mają moc”.
Praca, dom, dzieci – całe życie człowiek miał pełne ręce roboty. Kiedy przyszedł czas przejścia na emeryturę, miałam nadzieję, że odetchnę. Dzieci już dorosłe i samodzielne, więc znajdę wreszcie czas dla siebie. Niestety z dnia na dzień straciłam męża. Feralnego wieczoru odebrałam telefon, że zginął w wypadku. Mój świat się zawalił.
Samotność wdarła się w moje życie na jak drapieżne zwierzę. Nie pytając o zgodę, usiadła mi na plecach i dusiła. Dzieci były ze mną przez dłuższy okres po śmierci męża, ale bolesny czas rozstania musiał nadejść. Zostałam ze swoją żałobą i samotnością.
A samotność to podstępna trucizna. Patrzenie w cztery ściany i znajdowanie wspomnień w każdym drobiazgu, który został po mężu, były jak zastrzyk wymierzony z premedytacją. A jednak dałam radę się dźwignąć. Pomógł mi… przypadek.
Zupełnie niespodziewanie spotkałam dawną sąsiadkę. Okazało się, że i jej los nie oszczędzał od naszego ostatniego spotkania. Opiekowała się wnukiem, bo jej córka samotnie wychowująca dziecko, zmarła na raka.
Jakaż tragedia! Śmierć córki musiała być dla niej ciosem, ale opieka nad małym dzieckiem to dopiero było ogromne wyzwanie.
Zapytałam, skąd ma siłę w takim wieku, a ona odpowiedziała bez zastanowienia:
– Muszę mieć siłę i kropka. Jeśli nie ja, to kto? – było jasne, że jeśli ona nie zapewni mu opieki, Jacek trafi do „bidula”.
Ta historia mnie mocno poruszyła. Przez dwie noce nie mogłam zasnąć. Płakałam nad niesprawiedliwością tego świata. Pytałam sama siebie: „Czy Bóg istnieje?”. Zadawałam setki pytań bez odpowiedzi. Samotność mnie zatruwała, a ja dawałam jej na to przyzwolenie.
Nie minęło kilka dni, a Hanka odwiedziła mnie z wnukiem. Wesoło dokazywał, a ona wyglądała na szczęśliwą. Wypiłyśmy kawę, później zaciągnęła mnie siłą na plac zabaw. Ich plan dnia nie przewidywał marnowania czasu, a mój wprost przeciwnie – nadmiar czasu w samotności zabijał.
– Właśnie teraz jest ten moment – powiedziała nagle Wiesia, widząc moją smutną minę. – Musisz znaleźć sobie miejsce w świecie na nowo. Przestań płakać i zrób coś ze sobą! Ja będę z Tobą.
Ale co? – taka była moja pierwsza myśl. Przyszło mi do głowy, by wpaść w odwiedziny do dawnej pracy. A tam z marszu zaproponowano mi kilka godzin, bo nowa pracownica była w zaawansowanej ciąży i często korzystała z L4. Powrót do ludzi i obowiązków był moim wybawieniem. Szybko się „ogarnęłam”.
Po pracy zapraszałam koleżanki do siebie lub odprowadzałam do domu. Zaczęłam smakować każdą chwilę życia. Moja samotność odpuściła, a ja zaczęłam sobie z nią radzić. Dziś już potrafię zarządzać swoim czasem i nie pozwalam jej być ze mną zbyt długo.
Chodzę ze znajomymi na spacery z kilkami. Ostatnio nawet pieczemy ciastka i przynosimy sobie do poobiedniej kawy. Stałym bywalcem w moim domu jest też dawna sąsiadka z wnuczkiem. Czasem pomagam jej w opiece. Ona wyciągnęła mnie z dołka, a teraz ja mam okazję jej się odwdzięczyć. Razem stawiamy czoło przeciwnościom losu.
Artykuł powstał w ramach cyklu „Kobiece historie mają moc” kierowanego przez Barbarę Górnicką-Naszkiewicz, red. naczelną kobietapo60.pl.
Chcesz się podzielić swoją historią? Napisz na barbara_gornicka@op.pl
dr Barbara Górnicka-Naszkiewicz
Sierpień 6, 2022
Komentarze