Szczęście odnalazłam dopiero przy trzecim mężu

Z życia wzięte

Kwiecień 9, 2022
Szczęście odnalazłam dopiero przy trzecim mężu

„Nie wiem, czy moja historia może kogoś zainspirować…” – rozpoczęła skromnie swój list do Redakcji jedna z Czytelniczek. Przedstawiamy historię pani Anny, która nie ustawała w poszukiwaniu swojego szczęścia. Aby je odnaleźć, musiała przejść długą drogę. Dziś wie, że było warto.

Będąc dzieckiem straciłam ojca. Dorastanie bez niego było dla mnie bardzo trudne. Mama, choć starała się jak mogła, nie zawsze dawała sobie radę z naszym wychowaniem. Było nas pięcioro, a ja najstarsza. Właściwie odkąd umarł tato, ja przestałam być dzieckiem, bo wychowywałam młodsze rodzeństwo. Choć wiedziałam, że powierzono mi ważną misję, w głębi serca czułam pustkę.

Kiedy w moim życiu pojawił się pierwszy mężczyzna, wpadłam w jego ramiona bezwiednie. Jak statek szukający portu zarzuciłam kotwicę, nie zważając na nic. Już w wieku 19 lat wyszłam za mąż, a już rok później byłam matką. Niestety, tak jak mama – samotną. Okazało się bowiem, że mój „wybawiciel” to bawidamek, który nad spokojne życie bardziej ceni sobie zabawę i miłosne podboje. O rozwodzie nie było mowy. Żyliśmy obok siebie jak zupełnie obcy ludzie aż 5 lat. Pewnego dnia zginął w wypadku samochodowym, a ja zostałam wdową.

Mimo trudnych doświadczeń wciąż tęskniłam za miłością. Wspominałam ojca, który kojarzył mi się z poczuciem bezpieczeństwa, beztroską i szczęściem. Tak, wciąż szukałam swojego szczęścia. Miałam przecież dopiero 25 lat!

Samotnie wychowując córkę, poznałam Jana. On też sam wychowywał dziecko. Był po rozwodzie, a więc z podobnym do mojego bagażem doświadczeń. Kiedy zaczęliśmy się spotykać, obudziła się we mnie nadzieja, że to właśnie „ten”. Miły, uprzejmy, towarzyski, a przy tym bardzo szarmancki. Znów poczułam się doceniona i łapałam chwile szczęścia. Kilka lat po ślubie jednak czar prysł. Zniszczyła nas codzienność i wieczne sprzeczki o nic: o zakupy, o przyjaciół, o obiad… Okazało się jednak, że problem był gdzie indziej. Inna kobieta zabrała mi go bez pytania o zgodę.

Szybki rozwód, a potem długie lata szlochania. To moja wina! – powtarzałam w swojej głowie wciąż te słowa. Znów nie sprawdziłam się. Przecież gdybym była dobra, to ani pierwszy, ani drugi mąż nie spojrzałby na inną kobietę. Sama sobie postawiłam taką druzgocącą diagnozę i trwałam w niej długie lata.

Przyszedł w końcu czas, kiedy córka wyfrunęła z gniazda. To był ból nie do opisania! Wybrała się na studia do Warszawy, zostawiając mnie ze swoją samotnością. Kto ją teraz zagłuszy? – bałam się […].

Samotnie dobrnęłam do pięćdziesiątki i poczułam, że dłużej już nie wytrzymam. Muszę coś zmienić w swoim życiu, bo inaczej zwariuję. Z zazdrością patrzyłam na udane związki moich koleżanek z pracy, ale jednak bałam się otworzyć na coś nowego. W moim wieku już chyba nie wypada – tłumaczyłam się sama przed sobą.

Jednak do trzech razy sztuka – jak mówi stare porzekadło. Zakochałam się po raz trzeci, tym razem w nowym koledze z pracy. Marek był zupełnie innym typem mężczyzny niż jego poprzednicy. Miał duży dystans do świata i do siebie. Szybko zyskał zaufanie i szacunek w naszej firmie, wszystkim imponował swoim opanowaniem i życzliwością. Mnie też pewnego razu zaproponował pomoc przy ważnym projekcie, a później – by uczcić nasz sukces – zaprosił na kawę.

Zgodziłam się na spotkanie z Markiem z czystej ciekawości. Choć moje serce rwało się do lotu, doskonale potrafiłam opanować uczucie. Tak bynajmniej wtedy mi się wydawało. On jednak potrafił na wylot każdego przejrzeć. Wciąż proponował kolejne spotkania, a ja nie potrafiłam odmówić.

Nie wiem jak znalazłam się w jego ramionach. Tak po prostu – bez słów. Czułam, że żadne słowa tu nie są potrzebne. Przemówił spokój, który mi dawał. Jakiś nieopisany stan euforii trwał i trwał. Byłam w niebie i nie chciałam z niego za żadne skarby wychodzić.

Odtąd już byliśmy razem. Bez gadania o miłości, bez obietnic, wielkich deklaracji. Po prostu szczęśliwi tu i teraz. Choć sparzyłam się już dwa razy, przestałam bać się tego uczucia. Czułam gdzieś w środku, że mogę mu zaufać – jak ojcu. I ten stan trwa do dziś.

Jesteśmy zgodnym małżeństwem. Nie ma dnia, żebyśmy nie uśmiechali się do siebie. Niedawno stuknęło mi 65 lat i powiedziałam w końcu głośno: Tak, jestem szczęśliwa! A Markowi wszystko we mnie pasuje. Kiedy przychodzą kłopoty, on przytula mnie mocniej. Nic nie musi mówić – ja wiem, że wszystko przetrwamy, kiedy będziemy razem.

Mam wiele koleżanek, które trwają w nieudanych związkach. Ba! Akceptują zdrady swoich mężów, bo nie wypada się rozwieść, bo nie chcą być same, bo dzieci, bo i bo… Jest tyle powodów, by marnować sobie życie przy niewłaściwym mężczyźnie. A powód, by szukać mężczyzny swojego życia jest tylko jeden: szczęście. Dla niego warto postawić wszystko na jedną kartę!

 

 

 

dr Barbara Górnicka-Naszkiewicz

Kwiecień 9, 2022

Komentarze

Dodaj komentarz
Komentarz
Podpis
Adres e-mail
Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany
Zatwierdź

Powiązane artykuły