Całe życie pod wiatr... Z cyklu „Kobiece historie mają moc”
Tagi:
Opowiadanie swoich życiowych doświadczeń z perspektywy czasu pozwala je obiektywnie ocenić. Przekonała się o tym pani Iza, która nie miała łatwego życia, ale nie poddała się przeciwnościom. Poznajcie kolejną opowieść z cyklu „Kobiece historie mają moc”.
Bycie kobietą to nie jest łatwa sprawa. Trzeba być mądrą, sprytną, a do tego piękną. Najlepiej jeszcze bogatą i niezależną. Ale wszyscy wiemy, że tak się nie da, i że przed nami – kobietami ciągle piętrzą się przeszkody. Tak było ze mną…
Mając 17 lat już zaczęłam się usamodzielniać. Zupełnie sama w obcym mieście pracowałam za grosze. To było lepsze niż życie z matką, która nigdy nie trzeźwiała. Nie chciałam się stoczyć jak ona. Nie widząc dla siebie perspektyw w toksycznym domu, wybrałam swoją drogę.
A była to droga trudna i wyboista. Całe życie pod wiatr, by żyć po swojemu. Ale jak żyć, gdy bieda zagląda w oczy i jutro niepewne?
Nie bałam się żadnej pracy. Pracowałam nawet na nocne zmiany. Wynajmowałam mały pokój, ale było mi dobrze. Do czasu, gdy poznałam Zygmunta.
Kochaliśmy się bez pamięci. Był to jednak mężczyzna rozrywkowy i – jak moja matka – lubił zaglądać do kieliszka. Starałam się na to przymknąć oczy i wkrótce pobraliśmy się. Po roku urodziła nam się pierwsza córka. Przysięgał, że już nie będzie pił. Puste obietnice padały przy narodzinach drugiego, trzeciego i czwartego dziecka…
Nie zgadzałam się na takie życie. Pewnego dnia po prostu zabrałam wszystkie pieniądze i dziecięce rzeczy. Uciekłam z podkulonym ogonem do matki.
Życie z matką było straszne. W przeciwieństwie do mojego męża, ona nie kryła się z alkoholem. Dzieci patrzyły na jej libacje z konkubentem, a mnie rozdzierało serce. To przed czym uciekałam miało się stać chlebem powszednim moich dzieci? Myślałam, że oszaleje.
Próbowałam poukładać swoje życie na nowo. Koleżanka zaproponowała mi dobrą pracę, ale… na drugim końcu Polski. Z czwórką dzieci wyjechałam w nieznane. Niestety, był to niewypał. Znów zaczynałam od zera w kolejnym obcym mieście. Postanowiłam, że tu już osiądę na stałe.
Dostałam pracę w dużym sklepie. Jak na tamte czasy to było coś. Kiedy kierowniczka zachorowała, zajęłam jej miejsce. Wreszcie moja sytuacja finansowa poprawiła się na tyle, że byłam spokojna o dzieci. Tym bardziej że Kasia, moja najmłodsza córka, podupadła na zdrowiu. […] Na domiar złego nachodził mnie mąż, prosząc o przebaczenie. A ja nie chciałam nawet o tym myśleć.
Przeprowadził się do naszego miasta, by zaangażować się w pomoc nad dziećmi. Znalazł dla Kasi najlepszego lekarza, opłacił prywatne leczenie. Potem zajmował się nami. Mną też, bo także mi już brakowało mi sił.
Zrozumiałam, że Zygmunt jest dobrym człowiekiem, ale chorym. Chorym na picie. Postawiłam mu ultimatum – musi pójść na odwyk. Jeśli wytrzyma, wrócę do niego. A on uśmiechnął się do mnie i pokazał zaproszenie do klubu AA. Na dniach miała być jego rocznica abstynencji. Byłam jednak zbyt pokiereszowana przez życie, by wierzyć w jego wytrwałość. Zdałam się na czas.
A czas upłynął szybko. Od tego wydarzenia minęło już 23 lata. Córka wyzdrowiała i założyła rodzinę – tak jak wszystkie moje dzieci. Zygmunt jest moim wsparciem. Po tym jak wspaniale się zachował w „czarnej godzinie” postanowiłam dać mu szansę. Po trudnych chwilach został tylko cień.
Warto było walczyć!
Artykuł powstał w ramach cyklu „Kobiece historie mają moc” kierowanego przez Barbarę Górnicką-Naszkiewicz, red. naczelną kobietapo60.pl.
Chcesz się podzielić swoją historią? Napisz na barbara_gornicka@op.pl
dr Barbara Górnicka-Naszkiewicz
Lipiec 17, 2022
Komentarze